Mirosław Tryczyk: W Jedwabnem zbyt szybko oceniliśmy mieszkańców część I
Polscy Sprawiedliwi, co jest faktem powszechnie znanym, bardziej niż Niemców bali się polskich sąsiadów i partyzantów z lasu. To właśnie polscy partyzanci mordujący w Trzciannem Żydów zabili panią Wasilewską. Uważali, że ukrywając Żydów, działa na szkodę Polski – mówi Mirosław Tryczyk, autor książki „Drzazga. Kłamstwa silniejsze niż śmierć”.
Jak się miewa rodzina?
Teraz już chyba dobrze, mam wrażenie.
Wcześniej miała się źle?
Nie rozmawiamy o tym póki co. To znaczy, nie rozmawiamy o książce. Jesteśmy na etapie unikania tematu, ale to jest chyba charakterystyczne dla większości rodzin, których przeszłość jest obciążona strasznymi historiami, zbrodniami. Milczenie jest reakcją obronną, nie dziwi mnie. Myślę, że w końcu dojdzie do przesilenia, a na razie jest cisza.
„Mama najbardziej się bała, że podczas moich badań dokopię się, że sami jesteśmy Żydami. Tego samego bała się moja siostra” – pisze pan w książce „Drzazga. Kłamstwa silniejsze niż śmierć”.
Nie chodzi tu o ich przekonania antysemickie, wręcz przeciwnie. Siostra miała duży wpływ na uwolnienie mnie od przeszłości rodziny, na kształtowanie postawy otwartości i tolerancji. Chodzi raczej o strach przed zostaniem Innym, o strach przed nagłym zostaniem Żydem w społeczeństwie, które jest w dużej mierze antysemickie. Niełatwo jest być Żydem w Polsce, a właściwie bardzo trudno. Był to więc poniekąd strach zrozumiały.
Pięć lat temu napisał pan „Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów”. Teraz pan do tych „miast śmierci” wraca. Po co?
„Miasta śmierci” mówiły o przeszłości. O tym, co się w nich wydarzyło w 1941 roku, a „Drzazga” mówi o tym, jak tamta przeszłość wpływa na ludzi tu i teraz, jak nieopowiedziane zbrodnie, jak zakłamane historie rodzinne ciążą nieznośnie na osobach, które tam żyją. To są wielopokoleniowe traumy, to jest przemoc przekazywana z pokolenia na pokolenie, w końcu wielkie wyparcie. Sprawcy zwykle bowiem zrzucali winę na sąsiadów, sąsiedzi na dalszych sąsiadów, tamci na Niemców, aż w końcu winne stały się same ofiary, czyli zamordowani Żydzi, którzy swoim „komunizowaniem lub zdradą” zmusili swoich oprawców do mordowania – tego rodzaju opinie ciągle słychać w przestrzeni publicznej Podlasia i całej Polski. Napisałem „Drzazgę”, bo te wszystkie kłamstwa były już nie do zniesienia.
Nikt nie chce mówić prawdy?
W miasteczkach pogromowych, które bardzo dobrze znam, bo jeździłem tam przez lata i rozmawiałem z ludźmi, jest sporo osób, które chcą wreszcie wyrzucić z siebie prawdę. Szczególnie ci, których rodziny nie były uwikłane w zabijanie sąsiadów. Chcą mówić szczerze z wielu powodów: bo kłamstwa męczą psychicznie, bo obok ich domów leżą zakopane ciała pomordowanych i w końcu – to są czasem po prostu dobrzy, przyzwoici ludzie i wiedzą, że tak trzeba zrobić. Trzeba przestać fałszować przeszłość, przestać stawiać pomniki z kłamliwymi inskrypcjami i opowiedzieć prawdę. Choćby ze względu na pamięć o ofiarach. Tyle im się przynajmniej należy. Na Podlasiu prawda często leży dosłownie zakopana dwa metry pod ziemią, jak w lesie nieopodal wsi Bzury, gdzie narodowcy ze Szczuczyna w 1941 zamordowali 20 dziewczyn żydowskich. Nad miejscem ich śmierci postawiliśmy tablicę z cytatem z Psalmu: „Prawda spod ziemi wyrasta, a sprawiedliwość z nieba spoziera”.
Ale ci, którzy mówią prawdę, mówią ją zwykle na boku, w strachu przed sąsiadami. Presja społeczna jest zbyt silna, by odważyli się wychylić. Nawet w 2020 roku.
Ma pan rację. W książce zresztą pokazuję strach tych przyzwoitych, którzy się boją mówić prawdę, ale czy to nas dziwi w państwie, które prowadzi równie zakłamaną politykę historyczną? Ile razy słyszeliśmy od przedstawicieli władzy na najwyższych szczeblach, że Niemcy wręcz zmuszali Polaków do zabijania Żydów? Nawet jeśli w miejscu pogromu nie było ani jednego Niemca. Tymczasem zupełnie pomija się rolę przedwojennych polskich organizacji nacjonalistycznych, jak Obóz Wielkiej Polski czy Stronnictwo Narodowe, pomija się wielką, negatywną rolę katolickiego kleru w budowaniu nastrojów antysemickich przed wojną. Wszyscy wiemy, czemu miała służyć głośna nowelizacja ustawy o IPN, która wywołała wielką międzynarodową awanturę.
Miała być straszakiem na badaczy Zagłady i wsparciem dla negujących niewygodne dla Polski zbrodnie.
Obecne wsparcie państwa dla negacjonistów jest ogromne. Do tego dochodzi ten serwowany na siłę nacjonalistyczny patriotyzm, kult tak zwanych wyklętych.
Których bohaterowie pańskiej książki nazywają „bandytami z lasu”.
Bo na Podlasiu kult żołnierzy wyklętych bardzo mocno drażni dużą część społeczeństwa, dla którego to byli po prostu złodzieje zabierający im dobytek i stosujący przemoc fizyczną.
Teraz rzeczywiście mamy w kraju nacjonalistyczne nasilenie, ale historią udziału Polaków w mordowaniu Żydów na Podlasiu manipulowano już wcześniej.
Zgoda. To proces tak długi, jak powojenna historia Polski. Zaczął się na dobrą sprawę w Polsce Ludowej, kiedy manipulowano śledztwami dotyczącymi pogromów. Kolejna fala manipulacji zalała Polskę po wstrząsającej książce Jana Tomasza Grossa o Jedwabnem.
Otworzyła bardzo ważną debatę na trudne tematy, która rykoszetem uderzyła w dzisiejszą społeczność Jedwabnego.
Jeden z bohaterów „Drzazgi” mówi, że książka Grossa postawiła Jedwabnemu zbiorowy zarzut mordowania, choć to nieprawda. Gross nigdy nie napisał, że wszyscy mieszkańcy Jedwabnego zabijali. Tak to jednak zostało odebrane i spowodowało konsolidację całej społeczności i jej zamknięcie.
#gruparatowaniapoziomu #niepopularnaopinia #zydzi #iiwojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #historia #polska #neuropa #4konserwy
Więcej: https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25644421,miroslaw-tryczyk-w-jedwabnem-zbyt-szybko-ocenilismy-mieszkancow.html